wtorek, 6 stycznia 2015

Niech jabłka sypią się śliczne

Im jestem starsza, tym trudniej przychodzi mi zaspokojenie. Wbrew pozorom, nie potrzebuję silniejszych bodźców, lecz właśnie subtelnego smyrania, które czyni całą tę zabawę jeszcze bardziej podniecającą.

Kiedyś wrażenie robił na mnie np. „Kalkwerk” Lupy i „Głód” Hamsuna. Potrzebowałam czegoś, co smagałoby mnie raz po raz po nagim, rozedrganym ciele. Teraz wystarczą mi drapiące wełniane skarpety, które wytrącą mnie z poczucia pełnego komfortu i przytulności, takie jak te:

Maryjo czysta, błogosław tej, 
Co w miłosierdzie nie wierzy. 
Niech jasna twoja strudzona dłoń 
Smutki jej wszystkie uśmierzy. 
Pod twoją ręką niechaj płacze lżej.

Na wigilijny ześlij jej stół
Zielone drzewko magiczne,
Niech, gdy go dotknie, słyszy gwar pszczół,
Niech jabłka sypią się śliczne.
A zamiast świec daj gwiazdę mroźnych pól.

Przyprowadź blisko pochód białych gór, 
Niechaj w jej okno świecą. 
Astrologowie z Chaldei, z Ur, 
Pamięć złych lat niech uleczą. 
Zmarli poeci niechaj dotkną strun 
Samotnej zanucą kolędę.

[Czesław Miłosz, Modlitwa wigilijna]

Sztuka nie zawsze musi iść w parze z litością i trwogą. Pierwszy raz zdałam sobie z tego sprawę podczas tego seansu, kiedy zamiast dokopywać się do pokładów współczucia i empatii zrozumiałam, że owo dzieło ostentacyjnie szantażuje mnie emocjonalnie. Od tej pory zaczęłam czuć wstręt do tych, którzy obliczają swoją sztukę na tani efekt. W konsekwencji wychodzę czasem na nieczułą królowę śniegu, której nie wzruszają łzawe hollywoodzkie historie, pompatyczne i pretensjonalne banały czy cienkie melodramaty.

Nie ma zatem tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nawet najlichszy twór może się przysłużyć czemuś dobremu. Nie wiem, wprawdzie, czemu przysłuży mi się ten potworek, z winy którego utraciłam bezpowrotnie kilka godzin mojego życia, ale cierpliwie czekam na plon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz