Im jestem starsza, tym
trudniej przychodzi mi zaspokojenie. Wbrew pozorom, nie potrzebuję silniejszych
bodźców, lecz właśnie subtelnego smyrania, które czyni całą tę zabawę jeszcze bardziej
podniecającą.
Kiedyś wrażenie robił na
mnie np. „Kalkwerk” Lupy i „Głód” Hamsuna. Potrzebowałam czegoś, co smagałoby
mnie raz po raz po nagim, rozedrganym ciele. Teraz wystarczą mi drapiące
wełniane skarpety, które wytrącą mnie z poczucia pełnego komfortu i
przytulności, takie jak te:
Maryjo czysta, błogosław tej,
Co w miłosierdzie nie wierzy.
Niech jasna twoja strudzona dłoń
Smutki jej wszystkie uśmierzy.
Pod twoją ręką niechaj płacze lżej.
Na wigilijny ześlij jej stół
Zielone drzewko magiczne,
Niech, gdy go dotknie, słyszy gwar pszczół,
Niech jabłka sypią się śliczne.
A zamiast świec daj gwiazdę mroźnych pól.
Przyprowadź blisko pochód białych gór,
Niechaj w jej okno świecą.
Astrologowie z Chaldei, z Ur,
Pamięć złych lat niech uleczą.
Zmarli poeci niechaj dotkną strun
Samotnej zanucą kolędę.
[Czesław Miłosz, Modlitwa wigilijna]
Sztuka nie zawsze musi iść
w parze z litością i trwogą. Pierwszy raz zdałam sobie z tego sprawę podczas
tego seansu, kiedy zamiast dokopywać się do pokładów współczucia i
empatii zrozumiałam, że owo dzieło ostentacyjnie szantażuje mnie emocjonalnie.
Od tej pory zaczęłam czuć wstręt do tych, którzy obliczają swoją sztukę na tani
efekt. W konsekwencji wychodzę czasem na nieczułą królowę śniegu, której nie
wzruszają łzawe hollywoodzkie historie, pompatyczne i
pretensjonalne banały czy cienkie melodramaty.
Nie ma zatem tego złego,
co by na dobre nie wyszło. Nawet najlichszy twór może się przysłużyć czemuś
dobremu. Nie wiem, wprawdzie, czemu przysłuży mi się ten potworek, z
winy którego utraciłam bezpowrotnie kilka godzin mojego życia, ale cierpliwie
czekam na plon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz