piątek, 23 stycznia 2015

O Fortuna velut Luna statu variabilis

Znów halny.

Ja i moja migrena wybrałyśmy kiepskie miejsce do życia.

Jestem abstynentką, ale ciągle pod wpływem. Pod wpływem wiatru z gór, pod wpływem cyklu księżycowego, pod wpływem frontów atmosferycznych. Jestem bezbronna, podatna. Nie mam jak się chronić.

Pewnie gdybym wyprowadziła się nad piaszczystą plażę, problem rozsadzającego bólu głowy majaczyłby w odległych wspomnieniach. Ale może to pozory – żyłam dłuższy czas w innym niż obecnie miejscu i tam również migrena była wiernym mi druhem. Poza tym zmienność Księżyca jest jedną z najtrwalszych rzeczy, jakie znam, więc czy na Barbadosie, czy na Wyspach Owczych, czy na Sumatrze zapewne wciąż smyrałby mnie swoją pyzatą buzią, karmił rogalikiem i odwracał się plecami strzelając focha.

Halny jest jednak sukinsynem jakich mało. To, co zrobił w Tatrach ponad rok temu, to poważne przegięcie. Ludzie, którzy się na temacie znają, mówią, że tak się zdarza, że kiedyś wszystko wróci do równowagi, ale gdy patrzę np. na to:




myślę sobie, że skoro potężna husaria drzew nie dała mu odporu, to jak ja, 50 kg kości, skóry i mięsa, mam się z nim mierzyć?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz