sobota, 31 stycznia 2015

Less is more

Gdyby ktoś zapytał mnie, ile osób jest żywotnie zainteresowanych moją radosną gębą, odpowiedziałabym, że ich liczba nie przekracza liczby paluszków u jednej ręki.

Byłabym jednak w błędzie.

Na moim prywatnym, jednostkowym szczęściu zależy rzeszom osób, które robią wszystko, aby moje życie było lepsze i pełniejsze. Skroili idealne dla mnie majtasy, które sprawią, że w końcu osiągnę wymarzoną równowagę. Jedyne, co muszę zrobić, to KUPIĆ.

Kupić nowe ciuchy, by uwolnić siłę swojej kobiecości.
Kupić nowe auto, które zapewni bezpieczeństwo mojej rodzinie.
Kupić piwo, dzięki któremu mam przyjaciół.
Kupić bilety na zagraniczną podróż, bo życie polega na wyzwaniach.
Kupić łakocie, by pokazać dzieciom, że je kocham.
Kupić sos w proszku i mieć więcej czasu na swoje pasje.
Kupić buty do biegania, bo bieganie znaczy wolność.
Kupić smartfon, by móc oglądać śmieszne koty zawsze kiedy chcę.

Kupić leki, kupić telewizor, kupić kawę, kupić tusz do rzęs, kupić ubezpieczenie, kupić miłość, wolność, szczęście… Ile osób modli się słowami podobnej litanii do św. Mamony?

Dlaczego wraz ze wzrostem PKB wzrasta ilość sprzedawanego prozaku? Wyrobienie w ludziach nawyku, że na drodze do szczęścia ciągle im czegoś brakuje, skutkuje tym, że za każdym razem je inaczej definiują. Dzisiaj szczęściem jest 5 tys. na rękę, własne mieszkanie, łazienka z bidetem, prywatne przedszkole, nowa marynarka z wyższej półki. Jutro – 5 tys. to nie tak dużo, lepiej byłoby mieć 8, mieszkanie ma za mały balkon, zamiast łazienki lepszy jest salon kąpielowy, do przedszkola dojazd męczy, a do marynarki trzeba mieć jeszcze fajne gacie i koszulę. Mniej cieszy to, co jest, bardziej smuci to, co przechodzi koło nosa.

Nie czynię zarzutu reklamom, że ogłupiają i kreują sztuczne potrzeby, taka ich rola. Martwi mnie jedynie, że tyle osób ulega temu zaczadzeniu. Do tego stopnia, że określają się przez rzeczy, przez zakupy. Gdyby im zabrać te wszystkie przedmioty, którymi się otaczają, a które są im zupełnie zbędne, kim by byli, co by z nich zostało? 

1 komentarz: