sobota, 5 grudnia 2015

Zakłady i wykłady

Miało być tylko lepiej. Pozamykałam kilka ważnych tematów, uporałam się z trudnymi tegorocznymi wyzwaniami - choć kilka jeszcze przede mną - i wydawało się, że wszystko zmierza ku przystankowi z napisem SPOKÓJ.

A tu ciągle się dzieje, ciągle coś. Muszę przekładać (terminy, zobowiązania, spotkania), odkładać (plany i marzenia), zakładać (czyjąś dobrą wolę, budżet, się o to, czy zdażę), wkładać (spódnicę, mnóstwo wysiłku, ser do lodówki), wykładać (teorie i historie, się na niuansach i relacjach), dokładać (do listy rzeczy do zrobienia, witaminy do organizmu)  - no i oczywiście pokładać (nadzieję, się ze śmiechu). 

Najgorsze to zmęczenie, ten marazm, który odbiera chęć do działania. Ta bezwolność, która skazuje wiele tematów na (tymczasową, mam nadzieję) nietykalność.

Grudzień to dla mnie taki miesiąc, w którym dni sączą się aż do świąt. A potem następuje kulminacja emocji, radość miesza się z zamyśleniem, obawy z chęcią zakasania rękawów i braniem się za łby ze światem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz