Jedno mgnienie, dwa.
I jest.
On, fizyczny. Poza
fizycznością pustka. Tak różne ścieżki, tak różne potrzeby, dążenia, aspiracje.
On, artystyczny.
Bezczelnie bezpośrednia inicjatywa, niewymuszona samczość.
On, intelektualny. Słowa,
którymi zdejmuje płaszcz, rękawiczki, pończochy.
Żadnego z nich nie ma już
w moim życiu.
Czasem któryś wróci,
zupełnie przypadkiem, zupełnie na chwilę. Zbędnik, upchany gdzieś w pamięci
pomiędzy klasówki z biologii a seans „Tam, gdzie rosną poziomki”. Ta sama
waluta.
I gdy mignie na chwilę,
pojawia się błogość. Że jestem tu, gdzie jestem. Bez nich. Z Nim, w drugiej znanej mi porze roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz