Seans tegorocznego faworyta do Oscara, czyli filmu„Birdman” Iñarritu.
Nie jestem krytykiem filmowym, więc moja opinia nie jest
merytoryczna i pewnie ekipa odpowiedzialna za ten Gniot Roku chętnie powiedziałaby do mnie to, co
mówi bohater Michaela Keatona do surowej recenzentki teatralnej, ale co mi tam.
Film przypomina mi przelewanie z pustego w próżne. Fabuła,
motywacje bohaterów, ich sylwetki itd. – wszystko to jest papierowe,
jednowymiarowe i bardzo oczywiste. Reżyser ma nadzieje, że te olbrzymie
niedostatki pokryje kunsztowną reżyserią, ale to forma bez treści (i między
nami mówiąc, nie aż tak kunsztowna).
Przed seansem przeczytałam kilka pochlebnych recenzji –
ludzie pieją z zachwytu, mówią o głębi, odwadze i prawdzie w sztuce. Podkreślają
znakomite kreacje aktorskie (wg mnie to jedna z najsłabszych ról Keatona; nie
rozumiem, po jakiego grzyba reżyser kazał Naomi Watts całować się z kobietą – a
nie, czekajcie, rozumiem! miało to służyć tylko przyciągnięciu uwagi, że niby film
jest tak bezkompromisowy i nowoczesny, bo dla fabuły i nakreślenia postaci nie
miało to zupełnie znaczenia; Emma Stone była absolutnie najgorsza – ciągle się
wytrzeszczała i sepleniła, no i te odrosty!; postaci Amy Ryan i Zacha
Galafianakisa – nieinteresujące wypełniacze; naprawdę przyjemnie się oglądało
jedynie niezawodnego Edwarda Nortona, ale on – do czasu – miał najlepiej rozpisaną
rolę).
Denerwowało mnie niemal wszystko – okropna muzyka (nieznośne
jazzowe pierdy na perkusji), nachalny morał, oczywiste wskazówki dotyczące
tego, w którą stronę to wszystko zmierza, scenariusz żywcem wyjęty z pamiętnika
egzaltowanej licealistki (Coehlo zmieszany z Schopenhauerem, przy mądrościach dotyczących historii ludzkości dyskretnie puściłam pawia w golf).
Traktowanie odbiorców jak idiotów. Pretensjonalność, która mówi: jeśli ci się nie
podoba, to znaczy, że nie rozumiesz. Wydmuszki, skorupki, krakowski Szkieletor.
No i oczywiście – crème de la crème: nachalny onanizm własnym artystycznym światkiem, w którym caeca est Fortuna. Obłudne to,
cyniczne i narcystyczne.
Ps. W ramach tzw. advocemu, wątpię, czy pan reżyser w ogóle by zrozumiał, o co się tu rozchodzi, nawet gdyby znał język polski: