piątek, 28 listopada 2014

Zen

Ćwiczę się w sztuce wyciszenia i relaksu. Okazji mam całe mnóstwo, gdyż albowiem:


1.      Wisi nade mną jak miecz Damoklesa perspektywa rozpiżdżenia w drobny mak mojej przeszło 6-letniej pracy. Wszystko zależy od tzw. czynnika ludzkiego (określenie równie zacne co „zasoby ludzkie”) – zgodzą się, pójdą na rękę, czy może powiedzą „to nie nasz problem, do widzenia, dobranoc, goł ełej”?

2.       Ominęła mnie nowelizacja prawa, która pozwala ludziom mieszkać w zoo, a zwierzętom w blokach mieszkalnych. Bo oto sąsiedzi, którzy wprowadzili się piętro jakieś pół roku temu, okazali się być słoniami, którzy dla zdrowia robią swymi dwustukilowymi racicami bezustanne przebieżki po mieszkaniu od 6 rano do północy i przynajmniej raz w tygodniu generalnie zmieniają wystrój swojego loftu. Uprzedzam – wcześniej mieszkali tam ludzie, więc straszliwego dudnienia szklanek i okien za każdym razem, gdy chcieli przejść z pokoju do pokoju, nie było. Uprzedzam również, że nie mieszkam w bloku z wielkiej płyty, w którym słychać nawet dyskretne puszczanie bąków przez sąsiada.

3.       Jestem marnym pedagogiem – wytłumaczyłam, poświęciłam mnóstwo czasu i energii, a i tak trzeci miesiąc z rzędu słyszę „jak to zrobić? Nie wiem, ratunku!”. A tłumaczyłam najlepiej jak umiałam, wysmarowałam dyspozycje, siedziałam po godzinach i wypisywałam instrukcje. Wszystko marność. I zawracanie gitary, którą mam ochotę roztrzaskać komuś na pustej makówce.

4.       Muszę do końca stycznia zdać ważny egzamin, do którego nie mam się kiedy uczyć (pisanie notki zabiera trochę czasu, ale to forma terapii, więc czuję się usprawiedliwiona), gdyż zasuwam jak królik Duracella z powodu pkt. 1. Znacie kogoś, kto umie wlać do łba jakieś 20 hektolitrów oleju, aby w końcu mi zatrybił, że nie potrzebuję 6 czy 7 godzin snu, lecz w zupełności wystarczy mi 3?

Podpunkty można mnożyć, ale nr 4 zaczął wzbudzać we mnie ogromne poczucie winy, tak więc oddalam się w pośpiechu, by ćwiczyć.

6 komentarzy:

  1. I jak, udało się?
    Mam na myśli punkty 1 i 4.
    Co do drugiego, słonie nie mają racic, lecz bardzo czułe stopy i na pewno byłyby cichsze :)
    Taki to już los wieśniaka w mieście - irracjonalnie pragnie ciszy, a czeka go wieczne niespełnienie - mnie akurat od podłogi, sufit jakim cudem niezamieszkany :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam się na słoniach nie znam, ale przysięgłabym, że te nade mną są jakieś zmutowane :P

    A ponieważ punkt 1 się udał, punkt 4 został przesunięty na marzec. Jestem mistrzem rozciągania "ostatecznych terminów" w nieskończność. Polecam się w razie czego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie to jakieś przetrwałe dinozaury, a nie słonie, ewentualnie słonie w butach na wysokim obcasie ;)
      Skoro się udał pkt.1 to gratulacje :)
      Co do pkt. 4, jeśli jesteś mistrzem, to ja na pewno wicemistrzem, choć złośliwi mówią na to prokrastynacja :)
      A tak w ogóle to podziwiam wyśmienity styl - rozmaitych wpisów - chciałbym mieć takie pióro, ale bozia ne dała :(

      Usuń
    2. Proszę nie być tak skromnym, i pióro, i oko warte uwagi. Pióro za subtelną trafność, oko - za uważną czułość. W wolnych chwilach robię wycieczkę w blogową przeszłość i wszystko potwierdza moją opinię.

      Usuń
    3. Proszę nie mylić realizmu ze skromnością :)
      A tak przy okazji chciałbym o coś spytać po prośbie - jest jakiś sposób kontaktu z Tobą poza komentarzami?
      Mój adres siedzi w profilu, jakby co:
      https://www.blogger.com/profile/02770744225712156251

      Usuń
    4. Użyłam niewykle przemyślnej metody, by podać Ci moje namiary;)

      Usuń